Nasze historie osobiste
Serce pełne wdzięczności
Dziękuję Bogu za dar jaki otrzymałam – dar trzeźwości. Dziękuję Bogu za moją opiekunkę, jej opiekuna i za przyjaciela, który zawsze był i jest przymnie. Dziękuje za program 12 Kroków AA, dzięki któremu jestem szczęśliwa. Dziękuję Bogu, że miałam i mam możliwość służenia we Wspólnocie AA. Dziękują Bogu za moje kochane podopieczne. Dziękuję Bogu za ludzi jakich spotkałam i spotykam na mojej drodze. Dziękuję Bogu, że nie jestem sama, za moją grupę macierzystą na której otrzymuję wsparcie. Dziękuję moim przyjaciołom za doświadczenia, że akceptują mnie taką jaką jestem. Dziękuję naszemu rzecznikowi, mandatariuszowi, skarbnikowi i kolporterowi za służbę na mojej obecnej macierzystej grupie. Dziękuję Bogu za mojego syna, najważniejsza osobę w moim życiu, dziękuję mojemu synowi za to jakim jest na dzisiaj człowiekiem, za wybaczenie z jego strony, za to że od kiedy pamiętam mogłam i mogę na niego liczyć, dziękuję synku, kocham Cię bardzo i jestem z ciebie dumna. Dziękuję dziewczynie mojego syna, za to że jest z nami i za dobro jakie wniosła w życie mojego syna i moje. Dziękuje mojemu mężowi za miłość, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa i za to, że zawsze pamięta o tym czego potrzebuje, nawet jeśli już zdążę o tym zapomnieć. Dziękuję moim bliskim za wyrozumiałość. Dziękuję Bogu za to, że mam gdzie spać, za moją białą pierzynkę w różowe kwiatki, dziękuję za wannę, że mogę się w niej wykąpać (do 20 roku życia o niej marzyłam). Dziękuję Bogu za lodówkę pełną jedzenia i rosół który mogę sobie ugotować w kuchni. Dziękuję Bogu za to, że pachnę. Dziękuję Bogu, że nie pozwolił mi zejść z drogi trzeźwości, że dodaje mi siły i odwagi, abym wciąż poznawała siebie. Dziękuję Bogu, że jestem na dziś dobrym człowiekiem i piękną szanującą się kobietą i co najważniejsze nie muszę dowartościowywać się kosztem innych ludzi. Dziękuję Bogu za prostotę życia i za to, że żyję.
Zdrowiejąca Alkoholiczka na Programie 12 Kroków AA
……………………………………………………………………………
Nigdy nie przypuszczałbym, że to właśnie ja mogę być największym zagrożeniem dla samego siebie. Okazało się, że od najmłodszych lat prowadzę rozmowy sam ze sobą i żyje we własnej głowie. W wyniku czego zatraciłem kontakt z rzeczywistością oraz odizolowałem się od innych ludzi. Nie radziłem sobie z wieloma problemami, które były w większości wytworem mojej własnej wyobraźni i z którymi zostawałem sam. Zakładając maskę klasowego klauna, skutecznie udawało mi się ukryć pustkę, którą wówczas odczuwałem i jaka kryła się w moim wnętrzu. Wskutek tych wszystkich doświadczeń doprowadziło mnie to do sięgnięcia po alkohol, który stał się dla mnie lekarstwem na wszelakie dolegliwości. Kłopot pojawił się w momencie rozstawania się z alkoholem. Gdy tylko zaczynałem pić to już nie umiałem przestać. Wywołało to w moim życiu wiele nieprzyjemnych konsekwencji. Ostatecznie jedna z wielu niespełnionych obietnic o zaprzestaniu picia w rozmowie z moją mamą, skłoniła mnie do refleksji i przyznania się, że mam problem i potrzebuję pomocy. Ukończyłem terapię w ośrodku stacjonarnym, która trwała ponad rok czasu. Tam też dowiedziałem się o wspólnocie AA i odbyłem swój pierwszy miting. Zachowując trzyletnią abstynencje z przekonaniem, że ze wszystkim poradzę sobie sam, nie potrafiłem odnaleźć się w nowych realiach. Nie wspominając już o byciu na „innym programie”, który dodatkowo wprowadził sporo zamieszania w mojej głowie. W tym wszystkim pomocną dłoń podał mi mój przyjaciel w trzeźwieniu, którego poprosiłem o pomoc. Realizując normalny program 12 Kroków AA, oraz angażując się w życie wspólnoty jakość mojego życia uległa znacznej poprawie. Oczywiście nie wszystko mi wychodzi tak jakbym zawsze tego chciał, ale się staram. Przede wszystkim mam teraz drugą osobę na którą zawsze mogę liczyć. Razem udaje nam się znaleźć wyjście z każdej trudnej sytuacji. Bardzo się cieszę, że zacząłem wprowadzać program w życie. Dzięki temu uczę się żyć wdzięcznością i spokojem każdego dnia. Dodatkowo niebywałym odczuciem jest dla mnie także przynależność do grupy, niekończąca się jedynie na świadomości a realnym wpływie za przetrwanie oraz to jak będzie wyglądać wspólnota AA w przyszłości. Dziękuję Bogu za to miejsce i postawienie każdego z was na mojej drodze. Dziękuję opiekunowi za pokazywanie mi prawdy i cierpliwość! Dziękuję wam, że jesteście za każdy uśmiech, rozmowę i doświadczenia. Pozdrawiam wszystkich w szczególności grupę Wiara. Dobrze jest być zdrowiejącym alkoholikiem!
M. Alkoholik
……………………………………………………………………………
Życie zaczyna się po Programie 12 kroków
Na pierwsze spotkanie AA przyprowadziła mnie przyjaciółki poznana na terapii. Była to jakaś
rocznica. Czułam wtedy, że kompletnie tam nie pasuje. Czułam się lepsza od innych. Uważałam , że u mnie to jeszcze nie jest tak źle. Jak się potem dowiedziałam od mojej opiekunki przez 17 lat jej sponsorowania nie poznała kobiety w gorszym stanie niż ja. Tak naprawdę byłam wrakiem człowieka pod względem psychicznym, fizycznym i duchowym. Nie potrafiłam przeżyć dnia bez alkoholu albo psychotropów. Byłam bardzo silnie uzależniona od wielu substancji.
Moje życie na tamten dzień nie miało dla mnie sensu mimo, że byłam piękna, miałam pieniądze, męża oraz rodzinę. Codziennie rano wstawałam z lękiem. Byłam obłąkaną kobietą, która miała się za kompletne g….o . Nie szanowałam siebie, nawet nie wiedziałam co oznacza to słowo. Byłam w wielu obsesjach, z którymi żyłam i myślałam, że jest to normalne.
Przede wszystkim całe swoje życie do 31 roku życia czułam pustkę w sercu oraz przeraźliwą
samotność mimo otaczających mnie osób.
Ciągle szukałam sposobu na szczęście – nie mogłam go odnaleźć ani w facetach, ani pieniądzach ani używkach. Miałam tak na prawdę dosyć siebie , swojego życia i najchętniej chciałam umrzeć. Piłam i przychodziłam na mitingi. Ale mówiłam prawdę.
Przełom w moim życiu nastąpił gdy będąc w krytycznym stanie po odwyku przyszłam na miting. Tam spotkało mnie największe szczęście mojego życia i moja opiekunka zaproponowała mi pomoc. Pamiętam ten dzień. Dziś wiem, że w ten dzień Bóg postawił mi drugą alkoholiczkę na drodze po to by uratować mnie i moją rodzinę. Na Programie 12 kroków przeżyłam najcięższe chwilę swojego życia. Ale już czułam, że nie jestem w końcu sama.
Bóg cały czas poprzez moją opiekunkę przeprowadzał mnie przez najtrudniejsze zadanie w moim życiu. Codziennie przez rok czasu walczyłam o każdą godzinę żeby nie iść pić. Miałam myśli samobójcze. Po krótkim czasie moja mama chora na raka popełniła samobójstwo. Najstraszniejszy dzień kiedykolwiek przeżyłam. Po tym wydarzeniu bardzo długo się trzęsłam i chyba z pół roku nie spałam. Dwa dni zapiłam. Czułam się wtedy jakbym umierała z bólu fizycznego, psychicznego, całe ciało mnie bolało i swędziało. Wyłam na środku domu z różańcem w ręku i prosiłam Boga żeby nie iść chlać. Darłam się jak obłąkana i rozkazywałam szatanowi żeby wyszedł z mojego domu. Byłam bardzo zdeterminowana! Wiedziałam, że to jest moja ostatnia szansa bo inaczej umrę. Przepracowałam Program 12 kroków, ostatni raz piłam w lipcu 2020 roku. W lutym 2020 byłam już w ciąży z moją córeczkę Liwią. Zaufałam po raz kolejny mojej opiekunce chociaż bardzo bałam się, że nie podołam temu zadaniu.
Rozwijałam się miałam podopieczne. Żyłam Programem codziennie dzwoniłam do mojej opiekunki. W każdej kwestii korzystałam z pomocy ponieważ ja uwierzyłam, że gdy dzwonię do drugiego alkoholiczki to działa dla mnie mój Bóg. Bóg wyprowadził mnie z wielu obsesji, uratował mnie, moje małżeństwo dał mi kolejne dziecko. W sprawach firmy rozwijam się bardzo prężnie. Mój dom jest ciepły, spokojny. Ja pięknieje z każdym dniem, staje się spokojniejsza. Idę w swoim życiu jak burza! Dziś dla mnie życie po Programie jest ciężkie do opisania słowami. Czuję, że po prostu uczestniczę w czymś wielkim. Widzę to czego inni ludzie nie widzą. Dziś mam postawę, wiem co jest dobre a co złe. Prawda jest na pierwszym miejscu. Nie przebywam w towarzystwie pijących ponieważ czuję się tam źle. Wiem również, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Codziennie dbam o swój spokój i staram się nie zapominać najważniejszej rzeczy czyli o wdzięczności. Bóg zabrał ode mnie smutek, poczucie samotności, beznadziejności. Dziś w końcu czuje się wartościowa i nie muszę tego nikomu udowadniać.
Najważniejsze, że w końcu mam cel w życiu. Być narzędziem w rękach Boga i pomagać innym
alkoholiczkom.
Jestem zaszczycona tym, że czuje się wybrana przez Boga spośród tylu ludzi.
Paulina zdrowiejąca alkoholiczka
……………………………………………………………………………
Moja historia
Z alkoholem miałam do czynienia już od wczesnego dzieciństwa.
Wychowywałam się z ojcem, który był alkoholikiem. Do moich siódmych urodzin, nie pamiętam żeby był trzeźwy. Po śmierci mojej babci przestał pić, ale nic ze sobą nie robił. Stał się suchym alkoholikiem. Dzisiaj wiem, ze był chory na śmiertelną chorobę alkoholową.
Mimo tego, że nie pił do moich osiemnastych urodzin to jego pijani koledzy zrobili sobie z mojego domu melinę. Dzisiaj nie mogę sobie wyobrazić sytuacji gdzie małe dziecko przebywa z bandą pijanych chłopów.
Od dziecka czułam się gorsza. Płakałam jak miałam pójść do przedszkola do którego zaprowadzała mnie ciocia, szybko zostawiając mnie w nim. Pamiętam przedstawienia na których nie miałam porządnego stroju tylko śmieszą czapeczkę kogucika – nienawidziłam jej i strasznie się zawsze wstydziłam tego, że jestem biedna, nie mam ładnych, nowych ubrań – zawsze po kimś, i nie mam takich zabawek jak w przedszkolu. Tam moją ulubioną zabawą była zabawa w prawdziwy, normalny dom. U siebie miałam jedną, starą lalkę i wózek po mnie, w którym ją woziłam. Później w tej lalce zalęgły się robaki.
Przez operację do pierwszej klasy poszłam dopiero pół roku później niż reszta dzieci. W tym czasie kolega przynosił mi lekcje. Bardzo się wstydziłam wpuścić go do domu, gdzie miałam zwykłą, węglową kuchnie, stary kredens – przeżywałam wtedy piekło.
Gdy w końcu poszłam do szkoły, nie miałam żadnych koleżanek, od wszystkich czułam się gorsza, brzydsza bo wyglądałam jak chłopak. Nie miał mnie kto czesać dlatego miałam krótkie włosy, tata bał się że przyniosę wszy do domu, a ciocia myła mnie w misce bo nie mieliśmy łazienki. Uczyłam się średnio. W czwartej klasie podstawówki zakolegowałam się z Anią, z którą trzymałam się do końca szkoły. I tak czułam się od niej gorsza, ponieważ ona miała starszą siostrę, ja nie. Zaczęłam z nią chodzić na wagary i pić pierwsze piwa mając ok. 14 lat.
W gimnazjum pogorszyłam się w nauce ledwo zdając szkołę ponieważ zaczęłam się już wtedy spotykać z moim obecnym mężem którego poznałam przez moją koleżankę. Imponowało mi to, że jest ode mnie dużo starszy, zarabia sporo pieniędzy – mogłam mieć to co chciałam. Był wtedy także troskliwy i opiekuńczy czego nie doświadczałam w domu.
W liceum, którego nie ukończyłam, bo większość czasu spędzałam wtedy z obecnym chłopakiem, zaczęło się moje piekło z alkoholem. Piliśmy razem. Pewnego wieczoru, mając ok. 16 lat tak się upiłam zakładając się z obecnym mężem że wypiję butelkę wódki, że cudem dotarłam do domu po drodze gubiąc but. W domu zaczęłam pyskować do ojca, który zorientował się, że jestem pijana za co dostałam wtedy od niego jedyny raz w twarz. Za alkohol. Na koleżankę nie miałam już czasu więc nasza znajomość też się zakończyła.
W międzyczasie zaszłam w ciąże, o czym bałam się powiedzieć ojcu, który był przeciwny mojemu związkowi ze starszym facetem. Nie dostałam wsparcia od rodziny, jedynie wyzwiska, a ciotka kazała usunąć ciążę. Przeprowadziłam się do teściów, gdzie było lepiej, aczkolwiek na dzisiaj wiem, że moja teściowa też jest psychicznie chorą osobą.
Zaczęłam naukę w szkole zawodowej, a dwa miesiące przed moimi 18stymi urodzinami urodziłam córkę. W wychowywaniu pomagała mi teściowa, ale w pewnym momencie przejęła całkowicie opiekę, do tego stopnia, że nie mogłam podjąć sama decyzji w sprawie własnego dziecka. Odkąd się wyprowadziłam mój ojciec znów zaczął popijać i potem było już coraz gorzej.
Mieszkając u teściów w weekend piłam ,wydawało mi się na ten czas, że nie mam większego problemu z alkoholem – mąż w końcu też pił jak wracał z wyjazdów, ze swoja mamą. Czułam się jednak coraz bardziej samotna i odrzucona. Mąż nie chciał nawet ze mną spać, bo twierdził, że potrzebuje spokoju, a nie płaczu dziecka. Teściowa zaczęła mnie wiecznie krytykować, ja zaszłam w kolejną ciążę.
Po narodzinach syna przeprowadziliśmy się do mojego rodzinnego domu, z którego ojciec się wyprowadził. Byłam mu za to bardzo wdzięczna bo w końcu mieliśmy własny, wyremontowany dom z moją od dziecka wymarzoną łazienką.
Potem urodziłam kolejne dziecko – zajmowałam się domem, rodziną, a mąż pracował.
Zakolegowałam się z sąsiadką z którą zaczęłam prawie codziennie pić.
Ogromnym przeżyciem była dla mnie choroba ojca, nie umiałam sobie wtedy poradzić z tą sytuacją – piłam coraz więcej, codziennie. Udawałam odważną i silną, a w środku byłam wystraszona, załamana – w ciągłym strachu.
Codziennie na coraz większym kacu jeździłam z ojcem po lekarzach.
Pamiętam sytuacje kiedy musiałam zawieźć ojca do szpitala w nocy. Oczywiście byłam pijana, mąż nie chciał pojechać. Musiałam przejechać ponad 60km w jedną stronę, była ulewa. Przejechałam ok. 15km od domu kiedy urwała się wycieraczka – wierze, że był to znak od Boga. Musiałam zawrócić, ojca zawiózł sąsiad. Mogłam nas zabić, albo kogoś po drodze. Kiedy wróciłam do domu zaczęłam się nad sobą użalać i pić dalej w kuchni kiedy moja rodzina już spała. Takich podobnych sytuacji było bardzo dużo kiedy mogłam stracić po prosu wszystko.
Kiedy zmarł ojciec dalej piłam, jeszcze gorzej. Zamknęłam się w sobie, zostałam już sama z butelką.
Zaczęły się 3, 4 dniowe ciągi. Rano zaprowadzałam dzieci do przedszkola, piłam w domu, trochę się przespałam, po czym szłam po dzieci. Pamiętam kiedy Pani z przedszkola zadzwoniła żebym przyniosła mojemu dziecku ciuchy na przebranie. Poszłam tak pijana, że do dzisiaj dziwie się, że nikt z przedszkola nie wezwał policji.
Jak byłam w ciągu nic mnie nie interesowało tylko piłam, spałam, rzygałam – tak na zmianę. Dzieci musiały same o siebie zadbać, napalić w piecu, naszykować jedzenie.
Obiecywałam że przestanę pić, modliłam się o to do Boga – ale nie potrafiłam. Zaczęłam szukać pomocy – na początku po to żeby nie czuć bólu, dlatego dwa razy byłam na detoksie.
Byłam jednak ta wykończona alkoholem, że zaczęłam jeździć na mitingi w mojej okolicy. Raz przyszłam na czyjąś rocznicę, gdzie poczęstowano mnie tortem. Myślałam, że zwymiotuję bo akurat byłam po kolejnym ciągu.
Myślałam, że już nic mi nie pomoże. Powoli zaczęłam tracić rodzinę, która wyprowadzała się z domu do teściów kiedy ja zaczynałam kolejny ciąg.
Nagle stał się cud. Ktoś z moich bliskich umówił mnie na spotkanie z moją obecną Opiekunką. Myślałam na początku, że to jakaś terapeutka. Na spotkanie zawiózł mnie mąż z synem którzy wtedy bardziej wierzyli ode mnie, że to mi pomoże. Przywitano mnie bardzo ciepło, nie pamiętam żeby kiedykolwiek ktoś mi dał tyle radości. Od razu otrzymałam pomoc, zaczęłam prace na programie. Na początku bałam się przyznać na jakie dno się stoczyłam, że czułam się gorsza, brzydsza i porównywałam się do innych kobiet na grupie.
Na początku mało rozumiałam ale z czasem, na pierwszych krokach poznałam przyczynę swojego picia – niskie poczucie własnej wartości. Poznałam swoje wady i zalety- tych drugich okazało się, że mam bardzo dużo, o czym nie miałam pojęcia. W kolejnych krokach przede wszystkim zaufałam w 100% mojemu Bogu i Opiekunce. Zaczęłam robić wszystko dokładnie to co mi mówiła – uczyłam się od alkoholika będącego dalej w procesie zdrowienia.
Zobaczyłam ile osób naprawdę skrzywdziłam, za co mogłam w końcu szczerze przeprosić.
Z Opiekunką, która pomogła mi poznać, zrozumieć siebie, pokazała jak żyć i jak sobie radzić w życiu, mogłam zamknąć ten rozdział mojego życia w którym było chlanie, życie w kłamstwie, w głowie. Mogłam zacząć wszystko od początku, w końcu cieszyć się życiem, a w moim domu skończyła się przemoc w stosunku do mnie od męża i syna.
Praca na programie to najlepszy okres mojego życia, najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać. Jeździłam na każde spotkanie z radością, wracałam jeszcze bardziej szczęśliwa, mądrzejsza o kolejne doświadczenia. Zakończyłam pracę na programie, ale nie zakończyłam pracy nad sobą.
W dalszym ciągu jestem słabą osobą potrzebującą pomocy drugiego alkoholika, dlatego proszę o pomoc swoją Opiekunkę. Dziś naprawdę żyję programem i może się powtarzam ale jestem naprawdę szczęśliwą ,trzeźwiejącą alkoholiczką. Czasem nawet sobie żartuję że to najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać, poznać prawdziwych przyjaciół. To szczęście i radość być w takiej Wspólnocie i mieć wokół siebie tak wspaniałych ludzi. Dziękuję.
Małgorzata alkoholiczka
……………………………………………………………………………
Droga do nowego, szczęśliwego życia w trzeźwości
Na miting przyszłam kilka dni po wyjściu z ośrodka terapeutycznego, w którym dowiedziałam się o Wspólnocie. Wydawało mi się wtedy, ze nic dobrego mnie nie spotka już w życiu, bo na to nie zasługuje. Mimo wszystko chciałam zawalczyć o siebie i swoją rodzinę. Na początku było mi bardzo ciężko pozbyć się obsesji picia – w końcu w całym moim życiu, od dziecka, przewijał się alkohol i był mi przedstawiany jako nieszkodliwy dodatek do dobrej zabawy.
Jako mała dziewczynka przyglądałam się jak wszyscy dorośli wokół mnie piją, niby się przy tym bawiąc. Myślałam, że to normalne kiedy na stole stał alkohol, spożywany podczas rozmów tak jak np. kawa. Często, będąc dzieckiem wracałam późnymi godzinami z moją mamą z kolejnych popijaw – nie widziałam w tym nic dziwnego – w końcu byłam u znajomych mojej mamy którzy także mieli dzieci, myślałam, że chodzimy tam głównie po to żebym to ja miała się z kim pobawić gdyż byłam jedynaczką. Na drugi dzień pamiętam smród kaca w domu. Nie rozumiałam tego, wiedziałam tylko, że to są te dni kiedy będzie w domu spokój na zasadzie, że mogę robić co chcę i nie będzie się mną bardzo przejmowano czy jestem porządnie przygotowana do szkoły, ponieważ mama była „zmęczona”.
Kiedy pierwszy raz w wieku 16 lat się opiłam pomyślałam, że to jest to co pomoże mi w przełamywaniu nieśmiałości, ułatwi kontakt z ludźmi z którymi od zawsze się porównywałam, żyłam w poczuciu gorszości. Pamiętam jak usłyszałam po tym zdarzeniu od najbliższej mi osoby, że pod wpływem alkoholu jestem naprawdę zabawna, sympatyczna i słodka. To oszustwo na długo zostało mi w głowie, wypierając prawdę która była całkiem inna. Alkohol zabijał wszystko we mnie co dobre. Kolejne zabawy, picia kończyły się zazwyczaj urwanym filmem i ogromnym wstydem. Ale nie chciałam tego przerwać, bo ciągle uważałam, ze mimo wszystko po alkoholu jestem lepszą wersją siebie.
W domu powtarzano mi żebym wychodziła do ludzi, aktywnie spędzała czas. Ja natomiast lubiłam cisze i spokój (zawsze marzyłam o swoim własnym pokoju). Myślałam, że ze mną jest coś nie tak, że jednak będąc młodą dziewczyną powinnam bywać w różnych miejscach, poznawać i otaczać się nowymi ludźmi. Dlatego po ukończeniu 18 lat prawie co weekend zaczęłam imprezować- uważałam, że nic złego nie robię, wręcz przeciwnie, bo przecież MUSZĘ się teraz wyszaleć. Było to dla mnie dosyć męczące dlatego podczas każdego niemal wyjścia się upijałam. Potem taki styl życia mi po prostu przypasował, który szybko też stał się byle jaki, bez brania odpowiedzialności za cokolwiek, rzucałam słowa na wiatr. Myślałam, ze oprócz tego , że alkohol pomaga mi w zabawie, żeby się wyluzować ( co było największym kłamstwem – jak już wcześniej pisałam prawie każda impreza kończyła się dla mnie jakimś upokarzającym zdarzeniem ) to także pomoże na wszelkie smutki czy nudę jak nic się nie działo.
Kiedy nagle zmarła moja mama zaczęłam użalać się nad sobą – uważałam, że nic nie ma sensu, a ja zostałam całkowicie sama (obraziłam się na Boga). Potem odeszła moja babcia, ja zaczęłam już pić coraz więcej (nie miałam już nikogo z rodziny).
Nie widziałam mojego problemu z alkoholem, ba, ja nawet nie chciałam dopuścić myśli, że to właśnie w tej substancji może być cokolwiek złego – przecież miałam wykształcenie, pracę, partnera, mieszkanie. Jednak byłam ogromnie samotna. Nie umiałam normalnie żyć (nawet takiego życia nie znałam), rozmawiać, funkcjonować bez alkoholu. Głęboko wierzyłam, że to on mi zapewni jakiekolwiek rozumiane na tamtą chwilę przeze mnie szczęście, bo pijąc będę jednak lepszym człowiekiem.
Teraz wiem że to wszystko jest kłamstwem, a alkohol to trucizna przez którą traciłam wszystko co cenne.
Kiedy zaszłam w ciążę cieszyłam się, że w końcu zmieni się moje życie – tak naprawdę byłam wykończona moim piciem, lękami, agresją wobec siebie i innych, nienawiścią.
Jednak po urodzeniu dziecka, nie radząc sobie z tą sytuacją (wykryto u mnie również inną autoimmunologiczną chorobę w tym samym czasie) użalanie nad sobą wzięło górę i poszłam w kilkudniowy ciąg, z którego dzięki Bogu udało mi się ujść z życiem.
Musiało minąć jeszcze wiele miesięcy picia, terapii, próba samobójcza – piekło na ziemi które zafundowałam sobie i moim najbliższym. Nie widziałam żadnej nadziei dla siebie, że mogę faktycznie kiedyś jeszcze zacząć normalne i szczęśliwe życie – bez picia. Wolałam je zakończyć, żeby oszczędzić wszystkim wokoło i sobie tych wiecznych tortur.
Na szczęście Bóg postawił na mojej drodze osobę, która przerwała ten koszmar. Uratowała mi życie, pokazała że mogę je zmienić już od pierwszego dnia kiedy zaczęłam Program 12 Kroków. I faktycznie. Na początku przyszłam wylękniona, w beznadziejnym stanie a już po pierwszym spotkaniu poczułam spokój, który teraz jest dla mnie najważniejszy, o który dbam, za który jestem wdzięczna.
Poczułam, że to jest właśnie to co mi pomoże – tak bardzo chciałam mieć ten pełen wdzięczności i miłości stan którym żyła moja Opiekunka, z którą mogłam bez oporu podzielić się moimi doświadczeniami, odczuciami – nie byłam już sama. Mogłam z siebie wszystko wyrzucić, a nie zapijać czy wyżywać się na innych przez to w jakim byłam stanie – za który teraz biorę pełną, świadomą odpowiedzialność. Zrozumiałam, że mój Bóg był ze mną przez ten cały czas i chce dla mnie jak najlepiej, żebym przestała cierpieć. Że mnie kocha. I ja na nowo zaczęłam mu całkowicie ufać.
Do dzisiaj żyję programem, mam kontakt z moją Opiekunką, jedną osobą z którą mogę o wszystkim porozmawiać, z którą mogę rozwiązać każdy problem – nie jest już potrzebny alkohol, który je tylko pogłębia i powoduje nowe. Żyje bez lęku i strachu, wiem co jest dobre a co złe i co jest wartością: pokora, odpowiedzialność, radość, spokój, prawda, wiara, rodzina, godność, wdzięczność, życzliwość.
Wreszcie siebie lubię i szanuję, jak i drugiego człowieka. Jestem bardzo wdzięczna za to co mam, że mogę być najlepszą mamą dla swojej córki, że mam prawdziwych przyjaciół którzy mogą zawsze na mnie liczyć a ja na nich. Dziękuję Wspólnocie za niesamowite wsparcie każdego dnia, mojej Grupie, Opiekunce i Bogu za nowe, piękne trzeźwe życie.
Aleksandra – szczęśliwa, zdrowiejąca Alkoholiczka na Programie 12 Kroków AA.
……………………………………………………………………………
Dziękuję za pomoc
Jestem alkoholiczką z długoterminowym stażem picia. Byłam córką, matką, żoną. Nie mogłam się w tych rolach spełniać należycie będąc często pijana. Kiedy po długiej chorobie na raka, umarła moja mama, wpadłam w ciąg picia. Na pogrzeb wypadało pójść trzeźwą, przestałam pić przez jeden dzień czego skutkiem była utrata przytomności i padaczka. Oprzytomniałam w szpitalu nic nie pamiętając z pogrzebu. Następnie lata przeminęły, jak u alkoholiczki i spotkał mnie następny cios, zmarł nieoczekiwanie mój jedyny syn. Powtórzyłam swój scenariusz z przed lat, tylko upijałam się codziennie, nie trzeźwiałam. W dzień pogrzebu byłam tak słaba, że nie mogłam ustać na nogach, wiec na pogrzeb nie dotarłam. Moje myśli były skupione tylko wokół alkoholu, „zapić się na śmierć, to byłoby najlepsze wyjście”. Zmieniłam otoczenie i wtedy koleżanka przyprowadziła mnie na mityng AA. Chodziłam, bo to pomagało mi być trzeźwą, ale po niedługim czasie zapiłam. Ze skruchą przyszłam na grupę AA, ale nadal tylko chodziłam nic ze sobą nie robiąc, więc wpadka alkoholowa powtórzyła się. Kolejna próba trzeźwienia w AA, ale tym razem poprosiłam drugą alkoholiczkę o pomoc by pomogła mi nauczyć się życia Programem 12 Kroków. Dzięki temu widzę różnicę między nie piciem, a trzeźwieniem. Włączam się w służby w AA, pomagam innym którzy potrzebują mojej pomocy, a dzięki temu pomagam również sobie. Odzyskałam szacunek do siebie i nauczyłam się szanować innych. Inni ludzie widzą we mnie wartościową kobietę. Jestem teraz sama, ale nie samotna. Wierzę, że najbliższe mi osoby, które odeszły, patrzą na mnie z Góry i są ze mnie dumni. To wszystko otrzymałam za darmo, od drugiej osoby i wyciągniętej do mnie pomocnej dłoni
E. Alkoholiczka
……………………………………………………………………………
Moja przemiana
Od dziecka byłam osobą zakompleksioną, żyjącą cały czas w lęku. W moim domu panował strach, były nieustanne awantury, bieda. Ojciec był alkoholikiem, moi bracia agresywni. Zawsze czułam się gorsza od innych, brzydsza, porównywałam się do kuzynek mieszkających obok, a w szkole byłam wyśmiewana z powodu rudych włosów i słabej nauki. Szłam przez życie jako ktoś gorszy ciągle się wstydząc i bojąc. Jako szesnastoletnia dziewczyna zaczęłam imprezować, chodzić po barach z moimi kuzynkami i chłopakami ze wsi. Moja młodość to jedno wielkie pijaństwo i urwane filmy. Ciągłe nastawienie na nie i życie w głowie oraz pod innych ludzi. Byłam bardzo nerwową oraz wybuchową osobą. Słabością numer jeden było użalanie się nad sobą. Wiedziałam, że te nerwy nie są normalne więc zaczęłam chodzić do lekarzy, którzy przypisali mi leki na depresję – wtedy dalej piłam. Gdy poznałam męża piliśmy razem, przed oraz po ślubie. Alkohol odstawiłam kiedy dowiedziałam się o ciąży. Urodziła się córka, a ja po jakimś czasie zaczęłam stopniowo pić z mężem co wieczór, a w weekend obowiązkowo. Później było coraz gorzej. Piliśmy całe weekendy, a córką zajmowali się dziadkowie lub moja siostra. Byłam agresywna i arogancka. Często dochodziło do awantur które sama prowokowałam. Byłam złą matką, żoną, córką i synową. Cierpiałam bardzo psychicznie – w głębi serca pragnęłam nie pić, a z drugiej strony nie wyobrażałam sobie życia bez alkoholu. Modliłam się do mojego Boga abym przestała, jednak dalej użalając się nad sobą, piłam. Wiedziałam że to co robimy z mężem jest bardzo złe i żal mi było córki. Kilka razy zaczynałam terapie, ale nadal piłam. Na pierwszy miting poszłam pod wpływem alkoholu. Brałam leki uspokajające, byłam osobą obłąkaną i zrozpaczoną. Pewnego dnia znalazłam numer telefonu do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, zadzwoniłam tam chociaż bardzo się bałam. Było ze mną już naprawdę bardzo źle i zdesperowana szukałam pomocy. Kiedy byłam pijana, tak się przewróciłam, że stłukłam sobie twarz. Gdy zaczęłam chodzić na mitingi mój Bóg postawił na mojej drodze moją obecną Opiekunkę. Dzięki niej, jej wytrwałości i cierpliwości opuściła mnie obsesja picia. Spróbowałam nie pić jeden weekend. Udało się! Później kolejny i kolejny.
Przez 4 lata jednak nie korzystałam z pomocy. Nie piłam wtedy fizycznie alkoholu, natomiast nic ze sobą nie robiłam, po prostu nie trzeźwiałam. Chodziłam na mitingi, ale byłam suchą alkoholiczką, pełną pychy, egoizmu i próżności. Program był dla mnie czymś nudnym. Dalej byłam złym człowiekiem i wyżywałam się na dziecku – kompletnie nie radziłam sobie z emocjami. Myślałam, że jak nie piję to już wszystko mi wolno. Kiedy osiągnęłam dno emocjonalnie Bóg znów postawił na mojej drodze tą samą osobę przy której przestałam pić. Poprosiłam ją o pomoc już z pokory i zaczęłyśmy Program 12 Kroków od początku. Byłam zdeterminowana aby zdrowieć. Chciałam się zmienić – być spokojną, normalną i dobrą kobietą.
Dzięki Bogu , Opiekunce i programowi znam siebie, swoje słabości i zalety. Wiem co robić żeby im przeciwdziałać, buduję relację z córką (nie bije jej). Jestem wdzięczna mojemu Bogu za moją Opiekunkę, Podopieczną, za wspaniała Grupę. Cieszę się, że jestem w służbie Intergrupy, że jestem potrzebna. Ciesze się, że mam Boga, że jestem sprawna. Dzięki Wspólnocie i mojej Opiekunce przez którą działa Bóg… żyję.
Małgorzata alkoholiczka