Nasze historie osobiste
Świadectwo
Mam na imię Katarzyna i jestem alkoholiczką. – tak przedstawiam się na każdym mitingu Anonimowych Alkoholików od przeszło roku. Od tego też czasu nie miałam w ustach alkoholu ani innych świństw, którymi się szprycowałam, albo którymi szprycowali mnie lekarze.
Zanim przyszłam do wspólnoty, moje życie wyglądało jak jeden wielki bałagan, a ja byłam małą dziewczynką w ciele dorosłej kobiety. Pomimo wielu różnych terapii i licznych wizyt u psychiatrów, hipnoterapeutów i innych uzdrowicieli nikt nie był w stanie mi powiedzieć co mi dolega i czemu tak strasznie cierpię.
W tamtym czasie nie piłam prawie alkoholu. Mogłabym policzyć na palcach jednej ręki ile razy miałam go w ustach w przeciągu dziesięciu lat. Jednak ani leki, ani terapie nie przynosiły ukojenia a ja byłam tak bardzo nieszczęśliwa, że nie chciało mi się żyć.
Nie zorientowałam się nawet, jak na rok przed przyjściem do wspólnoty zaczęłam ponownie chlać. Bardzo szybko weszłam z powrotem w pijaństwo, które było moim udziałem przed trzydziestką. Na początku w ogóle tego nie rozumiałam, choć już w młodym wieku przychodziło mi do głowy, że coś z tym moim piciem jest nie tak, bo piłam codziennie po kilka piw a na imprezach uchlewałam się prawie do nieprzytomności. Wtedy też sięgałam po narkotyki i to w dużych ilościach.
Te dziesięć lat względnej abstynencji nie było podyktowane wolnym wyborem, tylko tym, że walczyłam wtedy o trzeźwość męża. Wszystkie słabości, które są przyczyną mojego sięgania po alkohol miałam wtedy pouruchamiane i tak naprawdę codziennie byłam nachlana na sucho (dowiedziałam się o tym w AA). Były w moim, teoretycznie trzeźwym życiu momenty, w których moje zachowanie było trudne do zniesienia nie tylko dla mnie ale też dla innych. Biegałam wtedy od kościoła do kościoła na modlitwy o uzdrowienie i liczyłam na cud, który sprawi, że będę sobie lepiej radzić. W tamtym czasie byłam w takim obłędzie, że wszystkich błogosławiłam, pouczałam i czułam się od wszystkich lepsza, prawie święta. Tak naprawdę dopiero we wspólnocie zrozumiałam, że ludzi miałam za gówno, wynosiłam się ponad nich i pyszniłam swoim nienagannym, tak mi się wydawało postepowaniem. W gruncie rzeczy czułam się bardzo samotna, nie rozumiałam życia, siebie, innych, nie widziałam celu i sensu w tym wszystkim. W mojej chorej głowie krążyły myśli, że Bóg na pewno spełni moją wolę. On jednak pokazał mi, że bez mojego wysiłku nie będzie w stanie mi pomóc. Po wielu latach nie picia znów sięgnęłam po alkohol.
Usprawiedliwiałam się wtedy, że przecież mam nad tym kontrolę, że mogę się czasem napić bo nie piję ciągami. Ciągle czułam się lepsza od rzeszy tych wszystkich pijusów, lejących pod siebie i śpiących gdzie popadnie. Nawet przez moment nie zaświtała mi wtedy myśl, że jestem alkoholiczką. Tak, w ciągu zaledwie roku od ponownego sięgnięcia po alkohol z jednej setki wódki lub dwóch piw w tygodniu zrobiła się butelka codziennie. Zaczęłam zmieniać rodzaj alkoholu na taki o niższym stężeniu procentowym. Potrafiłam jednak wypić w ciągu jednego dnia cztery wina a rano iść do pracy. Nie mówiąc o tym, że jechałam samochodem i mogłam kogoś zabić i wylądować w więzieniu albo sama stracić życie. Przychodziłam do pracy trzęsąca się, wystraszona, pokonana i całą dniówkę zastanawiałam się, czy po mnie widać. Pomimo tego ciągle się okłamywałam, że nie jest ze mną tak źle, bo nawet bliscy (tak mi się wydawało) nie widzą, że tak dużo piję. Pamiętam jak bardzo byłam wtedy samotna, nie miałam komu o tym powiedzieć, czułam się inna, wyobcowana, w sercu miałam pustkę i ból. Nie widziałam w sobie żadnej wartości, czułam się jak szmata, nie szanowałam siebie i pozwalałam, by inni mnie nie szanowali. Miałam stale myśli o śmierci, nie chciałam żyć, nie umiałam. Wszystko mnie bolało. Biegałam po lekarzach, szukałam sobie chorób wierząc, że jestem śmiertelnie chora. Za bardzo się nie myliłam, bo alkoholizm to podstępna, przebiegła i śmiertelna choroba.
Dziś jestem trzeźwiejącą na Programie 12 kroków alkoholiczką. Dzięki pomocy mojej opiekunki, całej wspólnoty i wspaniałych ludzi, których tam poznałam zdrowieję. Poznałam siebie, swoje słabości, zalety. Na dziś jestem zupełnie innym człowiekiem, bo świadomym siebie i łaski jaką dostałam za darmo od Boga działającego dla mnie przez drugą alkoholiczkę. Dzisiaj czuję się wartościowa taka jaka jestem i wierzę, że mój Bóg chciał mnie na tym świecie taką jaką jestem. Za sprawą Łaski została ze mnie zdjęta obsesja chlania, ćpania, brania leków, spania. Powoli odzyskuję spokój, wdzięczność, zadowolenie z życia, tego kim jestem i co posiadam. Zamknęłam swoją przeszłość, przeprosiłam tych, których skrzywdziłam. Uczę się szacunku do siebie i drugiego człowieka. Odzyskuję zaufanie dzieci. Staram się być konsekwentną, stanowczą i zrównoważoną matką. Potrafię przyznać się do błędu, przeprosić i nie muszę już z nikim walczyć.
Wiem, że zdrowienie to jest proces, nie będę nigdy idealna ale nie muszę się już z nikim porównywać. Teraz mam świadomość, że inni ludzie nie mają wpływu na mój stan. To ja sama jestem za niego odpowiedzialna i jeśli źle się czuję, to oznacza, że podążyłam za słabościami, weszłam w urazę, wykazywanie się, gadulstwo. Jeśli dzwonię i korzystam wtedy z pomocy wraca spokój i wdzięczność. Jeśli uruchamiam samoradzenie to zawsze kończę w jeszcze gorszym stanie, a to może doprowadzić mnie do picia. Nigdy już nie chcę wracać do tego piekła. Jak mówi moja Opiekunka „zjem gówno to przynajmniej się porzygam a po alkoholu mogę umrzeć”. Mam już określone moje dno, cieszę się, że jestem Anonimową Alkoholiczką zdrowiejącą na programie 12 kroków. Uczę się bezinteresownej pomocy i służby a wcześniej widziałam tylko czubek własnego nosa.
Nie byłoby to wszystko możliwe gdyby nie setki godzin bezinteresownej pomocy od mojej Sponsorki, przez którą działa dla mnie Bóg. Wreszcie nie jestem inna, nie jestem sama ani samotna. We wspólnocie znalazłam prawdziwych przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć. Którzy mnie akceptują taką jaką jestem, mówią mi prawdę, są wobec mnie uczciwi i lojalni. Nigdy nie miałam takich ludzi wokół siebie. Moje życie wreszcie nabiera sensu, celu, kierunku.
Dziękuję mojej kochanej Opiekunce, że się nie poddawała, jak odwalałam, jak chciało mi się chlać, jak jej nie szanowałam i nie ceniłam poświęcanego mi czasu. Wspólnota uratowała mi życie. Ratuje życie moich dzieci, bo dzięki niej uczę się co naprawdę ma w życiu wartość i mogę im to przekazać. Dzięki niej przestał także pić mój mąż, choć nie chce się do tego przyznawać.
Dziękuje nade wszystko mojemu Bogu, jakkolwiek ja go pojmuję, że przyprowadził mnie do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików. Wreszcie pragnę spełniać Jego wolę a nie moją własną.
Szczęśliwa, trzeźwiejąca alkoholiczka
……………………………………………………………………………
Odnaleźć i zaufać Bogu
Mam na imię Wojciech i jestem alkoholikiem. W moim domu zawsze był obecny Bóg. Każde święto przy rodzinnym stole, dzielnie się opłatkiem, wspólne Wielkanocne śniadania. W moim życiu, w moich myślach zawsze był obecny. Każdego dnia modliłem się do Niego tak jak umiałem na tamten czas, nawet gdy piłem. Gdy byłem pijany mówiłem „Boże więcej się nie napije”. Piłem dalej, ale nigdy nie miałem do niego żalu że piłem czy tez gdy coś mi w życiu nie wychodziło. Do Wspólnoty AA przyszedłem w dniu wyjścia z odtrucia. Przyprowadził mnie tam mój kolega z pracy. Dziękuje mu za to. Nieraz myślę co by się stało ze mną gdyby nie on. Moje życie teraz, moje życie rodzinne, jak wszystko wokół mnie się zmienia – zawdzięczam Wspólnocie AA. Mój Bóg przyprowadził mnie w najlepsze miejsce na świecie, na najlepszą dla mnie grupę. Przy przyjściu na tą grupę tak naprawdę zacząłem trzeźwieć, to tu zaraz po przyjściu Bóg zdjął mi obsesję picia (wzruszenie gdy to pisze). Pisząc to jestem na 11 Kroku, najwspanialszy krok. Tak to czuję. ” Czynić Wolę Boga”. Kiedyś rozmawiając z przyjacielem powiedział mi że inny przyjaciel zazdrości mi mojej relacji z Bogiem. Jestem na programie, dziękuję za Opiekuna, który jest niesamowity, nauczył mnie mówić prawdę, ale przede wszystkim ją przyjmować. Gdy rozmawiamy i coś mi mówi abym tak postąpił – ja nie mówię, ale słucham, może tak po prostu szanuję go i jego czas. Każdy miting, każde spotkanie, rozmowa z przyjaciółmi ze Wspólnoty coś wnosi w moje życie. Wystarczy uważnie słuchać. Będę tu przychodził do końca moich dni, najlepsze miejsce dla alkoholika.
Szczęśliwy i trzeźwy Wojciech alkoholik
……………………………………………………………………………
Droga do szczęścia
Pamiętam mój pierwszy raz jak spróbowałem alkoholu. Miałem wtedy 13 lat. Było to w dniu urodzin koleżanki z mojego bloku więc z najlepszym kolegą z którym się wychowywałem załatwiliśmy sobie alkohol. Przez całe urodziny gadaliśmy tylko o tym, że czeka schowany w krzakach na dworze. Chcieliśmy jak najszybciej wyjść z urodzin żeby się napić więc wyszliśmy przed czasem. Wypiliśmy po całej butelce nalewki na głowę. Pamiętam przez mgłę jak ledwo wracałem do domu i że na dworze szukali nas nasi rodzice. Picie od razu mi się spodobało więc z biegiem czasu ustaliliśmy z kolegą że zawsze w sobotę będziemy chodzić nad rzekę i będziemy się wynagradzać po ciężkim tygodniu szkoły, a że dawniej nie było telefonów komórkowych to rano wychodziliśmy, piliśmy do upadłego i na wieczór wracałem. Rodzice nie zauważali że pije, którzy sami nie pili, tylko mój tata na urodzinach, za to mamy nigdy nie widziałem z alkoholem w ręku. Tak moje życie zaczęło się kręcić wokół alkoholu. W wieku 16 lat poznałem moją przyszłą żonę. Było wspaniale – ja zakochany po uszy. Moja pierwsza miłość jak miałem 17 lat. Sylwia zaszła w ciążę i chociaż byłem młody ucieszyłem się i ożeniłem się w wieku 18 lat. Wtedy była praca, szkoła, obowiązki i zacząłem więcej pić. Dużo nie pamiętam. Alkohol był przy mnie bardzo często. Imprezy, okazje, zaczęło się wieczorne przesiadywanie przed telewizorem z alkoholem czego wcześniej nie robiłem więc mój alkoholizm postępował. W wieku ok. 25 lat zacząłem się zastanawiać nad tym że przesadzam i zaczynam siebie nie kontrolować. Zaczynały się kłótnie. Zawsze były, ale było coraz gorzej. Jak mogłem dawać przykład dzieciom kiedy mnie widziały bardzo często pijanego. W jaki sposób miałem im jakieś wartości przekazać jak sam ich nie miałem chociaż w swojej głowie się cały czas oszukiwałem że pije ale jestem dobrym ojcem. To było oszustwo. Moje małżeństwo się powoli sypało z osobą którą tak kochałem. Pijąc doprowadziłem żonę i siebie do bankructwa życiowego. Chciałem coś w końcu ze sobą zrobić. Rano się budziłem i prosiłem Boga żebym dzisiaj nie pił. Składałem różne obietnice, a i tak je łamałem i na wieczór znowu piłem. Postanowiłem się zaszyć. Moja pierwsza zaszywka miała trwać sześć miesięcy. Przez ten okres byłem nerwowy, ale cieszyłem się że nie pije i byłem pewien że więcej nie sięgnę po tą truciznę. Po pół roku poszedłem od razu pić. Moja głowa mnie oszukała. Po trzy miesięcznym ciągłym picia pomyślałem że to jest jedyny sposób żeby nie pić więc się zaszyłem ponownie. Wytrzymałem cztery miesiące. Za trzecim razem wytrzymałem już tylko dwa miesiące. Opuchnięty jak nigdy piłem dalej. Moja żona miała mnie już dość chociaż też piła, ale nie tyle co ja więc się tłumaczyła że kontroluje, a ja nie. Pewnego dnia po ciężkiej nocy wypiłem dużo wódki. Popijałem piwami, wciągałem trzy gramy amfetaminy. Nie mogłem do siebie dojść i czułem że umieram. Wtedy dostałem zawału serca. Obudziłem się dopiero w szpitalu podpięty pod aparaturę. Lekarze pytali mnie czy jestem alkoholikiem. Odpowiedziałem że raczej nie, ale pracuje nad sobą aby tyle nie pić. I w to wierzyłem. Po tamtym zdarzeniu obiecałem sobie że nigdy się więcej nie napije. Nie chce żeby moje dzieci straciły ojca. Byłem przekonany że to już koniec z alkoholem, ale tydzień później poszedłem znowu pić. Wiedziałem już że nic mnie nie zatrzyma. Ani śmierć ani rodzina. Chlałem dalej i wymyśliłem sobie że jak pije elektrolity to mogę pić. Tak piłem co dzień, przez rok, rano budząc się z sercem które mnie bolało i się zastanawiałem czy to już dzisiaj jest mój koniec. Wtedy też sobie obiecywałem że od dzisiaj nie pije, ale do wieczora się lepiej poczułem i porozmawiałem ze sobą w głowie i szedłem dalej pić. To było straszne. Przez picie, po 15 latach straciłem pracę w której miałem dobre stanowisko. Byłem przekonany że mnie nie zwolnią, a jednak zwolnili i świetnie sobie beze mnie poradzili. Od tamtego czasu miałem cały czas problemy z pracą bo za każdym razem jak szedłem do nowej wychodziło że jestem alkoholikiem. Nie mogłem przestać pić. Chociaż na początku próbowałem to ukrywać. Postanowiłem, że się zamknę na detoks bo sobie już nie radziłem. Stamtąd pojechałem na zamknięty odwyk na dwa miesiące. Po wyjściu byłem przekonany że jest już dobrze, że się więcej nie napije. Ale obsesję picia cały czas miałem. Uważałem że nie mogę pić, bo coś znowu zrobię więc się pilnowałem, ale siedziałem na tykającej bombie. Po siedmiu miesiącach w Sylwestra znowu zapiłem. Syn popadł też w alkoholizm. Nie pamiętam ile piłem czasu zanim trafiłem do AA. Przyjaciel z którym się znałem i piłem za dawnych lat chodził już do AA ok. 2 lata i namawiał mnie na miting, że tam jest wyjście z mojej choroby. Chciałem iść, ale z drugiej strony robiłem wszystko żeby to odwlec. To był mój błąd. Zaoszczędził bym sobie, rodzinie lata cierpienia. W końcu się udało, doszło do spotkania i przyjaciel zabrał mnie na miting AA . Byłem bardzo zestresowany. Zastanawiałem się jak wyglądam, głupio mi było w tak złym stanie przyjść co było tylko moimi chorymi wymysłami żeby nie pójść. Najbardziej pamiętam że zostałem bardzo ciepło przywitany. Poczułem się dobrze, że są ludzie tacy sami jak ja, którzy chcą dla mnie jak najlepiej, w końcu ktoś mnie rozumiał i nie byłem już sam. Kiedy stamtąd wyszedłem poczułem się lekko i zacząłem uczęszczać na mitingi AA. Przestałem pić. Poprosiłem drugiego alkoholika o pomoc który jest dłużej w trzeźwości i zacząłem z nim pracę na Programie 12 Kroków. Nie piję, czego nie mogłem nigdy osiągnąć, jestem szczęśliwy. Budzę się rano i w końcu mam spokojną głowę, bez złych myśli co będzie, co było. To mnie zawsze wykańczało. Dzięki Wspólnocie AA moje życie nabrało sensu, wrócił do domu spokój, szacunek. Z żoną czuję się jak za młodych lat kiedy ją poznałem. Teraz mam wartości które mogę przekazywać dzieciom, a one kiedyś swoim. Przerwałem nitkę która mogła się ciągnąć bez końca. Teraz jestem trzeźwy, szczęśliwy i wdzięczny za to co mam i lubię siebie. Sam bym tego nie zrobił i w końcu jak kiedyś umrę to jako trzeźwy i dumny trzeźwiejący Piotrek alkoholik.
Piotrek, trzeźwiejący alkoholik.
……………………………………………………………………………
Przed przystąpieniem do wspólnoty AA moje życie było przepełnione bólem, cierpieniem. Nie wiedziałam po co żyje, kim jestem i jak ma dalej wyglądać moje życie. Żyłam tylko po to by pić. Nie potrafiłam wytrzymać bez alkoholu jednego dnia. Moje dzieci się mnie bały, otarłam się o bezdomność i finansowo byłam zależna od innych. Straciłam godność i szacunek do siebie. Próbowałam różnych dróg zdrowienia, ale nigdzie nie otrzymałam właściwej pomocy, zawsze kończyło się chlaniem na sucho, a w konsekwencji powrotem do alkoholowego piekła. Prawdziwą pomoc otrzymałam dopiero tu we wspólnocie anonimowych alkoholików, gdzie pierwszy raz usłyszałam, że jest rozwiązanie na moją postępującą i śmiertelną chorobę jaką jest Alkoholizm. Zaczęłam zdrowieć przy mojej opiekunce, która pokazała mi prawdę, nauczyła mnie wszystkiego od podstaw, przy niej nauczyłam się być kobieta, szanować się i w końcu zrozumiałam kim jestem. Moja obsesja picia odeszła i teraz po roku zdrowienia jestem już zupełnie inną osobą. Pełna wiary, szacunku, miłości, spokoju, jestem wdzięczna, radosna i każdego dnia 24h na dobę mam pomoc, taką prawdziwa bezinteresowną i za darmo! Tak bardzo jestem wdzięczna za wspólnotę AA, dziś nareszcie kładąc twarz na poduszce wiem kim jestem!
Szczęśliwie zdrowiejąca Alkoholiczka, Małgorzata.
……………………………………………………………………………
Serce pełne wdzięczności
Dziękuję Bogu za dar jaki otrzymałam – dar trzeźwości. Dziękuję Bogu za moją opiekunkę, jej opiekuna i za przyjaciela, który zawsze był i jest przymnie. Dziękuje za program 12 Kroków AA, dzięki któremu jestem szczęśliwa. Dziękuję Bogu, że miałam i mam możliwość służenia we Wspólnocie AA. Dziękują Bogu za moje kochane podopieczne. Dziękuję Bogu za ludzi jakich spotkałam i spotykam na mojej drodze. Dziękuję Bogu, że nie jestem sama, za moją grupę macierzystą na której otrzymuję wsparcie. Dziękuję moim przyjaciołom za doświadczenia, że akceptują mnie taką jaką jestem. Dziękuję naszemu rzecznikowi, mandatariuszowi, skarbnikowi i kolporterowi za służbę na mojej obecnej macierzystej grupie. Dziękuję Bogu za mojego syna, najważniejsza osobę w moim życiu, dziękuję mojemu synowi za to jakim jest na dzisiaj człowiekiem, za wybaczenie z jego strony, za to że od kiedy pamiętam mogłam i mogę na niego liczyć, dziękuję synku, kocham Cię bardzo i jestem z ciebie dumna. Dziękuję dziewczynie mojego syna, za to że jest z nami i za dobro jakie wniosła w życie mojego syna i moje. Dziękuje mojemu mężowi za miłość, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa i za to, że zawsze pamięta o tym czego potrzebuje, nawet jeśli już zdążę o tym zapomnieć. Dziękuję moim bliskim za wyrozumiałość. Dziękuję Bogu za to, że mam gdzie spać, za moją białą pierzynkę w różowe kwiatki, dziękuję za wannę, że mogę się w niej wykąpać (do 20 roku życia o niej marzyłam). Dziękuję Bogu za lodówkę pełną jedzenia i rosół który mogę sobie ugotować w kuchni. Dziękuję Bogu za to, że pachnę. Dziękuję Bogu, że nie pozwolił mi zejść z drogi trzeźwości, że dodaje mi siły i odwagi, abym wciąż poznawała siebie. Dziękuję Bogu, że jestem na dziś dobrym człowiekiem i piękną szanującą się kobietą i co najważniejsze nie muszę dowartościowywać się kosztem innych ludzi. Dziękuję Bogu za prostotę życia i za to, że żyję.
Zdrowiejąca Alkoholiczka na Programie 12 Kroków AA
……………………………………………………………………………
Nigdy nie przypuszczałbym, że to właśnie ja mogę być największym zagrożeniem dla samego siebie. Okazało się, że od najmłodszych lat prowadzę rozmowy sam ze sobą i żyje we własnej głowie. W wyniku czego zatraciłem kontakt z rzeczywistością oraz odizolowałem się od innych ludzi. Nie radziłem sobie z wieloma problemami, które były w większości wytworem mojej własnej wyobraźni i z którymi zostawałem sam. Zakładając maskę klasowego klauna, skutecznie udawało mi się ukryć pustkę, którą wówczas odczuwałem i jaka kryła się w moim wnętrzu. Wskutek tych wszystkich doświadczeń doprowadziło mnie to do sięgnięcia po alkohol, który stał się dla mnie lekarstwem na wszelakie dolegliwości. Kłopot pojawił się w momencie rozstawania się z alkoholem. Gdy tylko zaczynałem pić to już nie umiałem przestać. Wywołało to w moim życiu wiele nieprzyjemnych konsekwencji. Ostatecznie jedna z wielu niespełnionych obietnic o zaprzestaniu picia w rozmowie z moją mamą, skłoniła mnie do refleksji i przyznania się, że mam problem i potrzebuję pomocy. Ukończyłem terapię w ośrodku stacjonarnym, która trwała ponad rok czasu. Tam też dowiedziałem się o wspólnocie AA i odbyłem swój pierwszy miting. Zachowując trzyletnią abstynencje z przekonaniem, że ze wszystkim poradzę sobie sam, nie potrafiłem odnaleźć się w nowych realiach. Nie wspominając już o byciu na „innym programie”, który dodatkowo wprowadził sporo zamieszania w mojej głowie. W tym wszystkim pomocną dłoń podał mi mój przyjaciel w trzeźwieniu, którego poprosiłem o pomoc. Realizując normalny program 12 Kroków AA, oraz angażując się w życie wspólnoty jakość mojego życia uległa znacznej poprawie. Oczywiście nie wszystko mi wychodzi tak jakbym zawsze tego chciał, ale się staram. Przede wszystkim mam teraz drugą osobę na którą zawsze mogę liczyć. Razem udaje nam się znaleźć wyjście z każdej trudnej sytuacji. Bardzo się cieszę, że zacząłem wprowadzać program w życie. Dzięki temu uczę się żyć wdzięcznością i spokojem każdego dnia. Dodatkowo niebywałym odczuciem jest dla mnie także przynależność do grupy, niekończąca się jedynie na świadomości a realnym wpływie za przetrwanie oraz to jak będzie wyglądać wspólnota AA w przyszłości. Dziękuję Bogu za to miejsce i postawienie każdego z was na mojej drodze. Dziękuję opiekunowi za pokazywanie mi prawdy i cierpliwość! Dziękuję wam, że jesteście za każdy uśmiech, rozmowę i doświadczenia. Pozdrawiam wszystkich w szczególności grupę Wiara. Dobrze jest być zdrowiejącym alkoholikiem!
M. Alkoholik
……………………………………………………………………………
Życie zaczyna się po Programie 12 kroków
Na pierwsze spotkanie AA przyprowadziła mnie przyjaciółki poznana na terapii. Była to jakaś
rocznica. Czułam wtedy, że kompletnie tam nie pasuje. Czułam się lepsza od innych. Uważałam , że u mnie to jeszcze nie jest tak źle. Jak się potem dowiedziałam od mojej opiekunki przez 17 lat jej sponsorowania nie poznała kobiety w gorszym stanie niż ja. Tak naprawdę byłam wrakiem człowieka pod względem psychicznym, fizycznym i duchowym. Nie potrafiłam przeżyć dnia bez alkoholu albo psychotropów. Byłam bardzo silnie uzależniona od wielu substancji.
Moje życie na tamten dzień nie miało dla mnie sensu mimo, że byłam piękna, miałam pieniądze, męża oraz rodzinę. Codziennie rano wstawałam z lękiem. Byłam obłąkaną kobietą, która miała się za kompletne g….o . Nie szanowałam siebie, nawet nie wiedziałam co oznacza to słowo. Byłam w wielu obsesjach, z którymi żyłam i myślałam, że jest to normalne.
Przede wszystkim całe swoje życie do 31 roku życia czułam pustkę w sercu oraz przeraźliwą
samotność mimo otaczających mnie osób.
Ciągle szukałam sposobu na szczęście – nie mogłam go odnaleźć ani w facetach, ani pieniądzach ani używkach. Miałam tak na prawdę dosyć siebie , swojego życia i najchętniej chciałam umrzeć. Piłam i przychodziłam na mitingi. Ale mówiłam prawdę.
Przełom w moim życiu nastąpił gdy będąc w krytycznym stanie po odwyku przyszłam na miting. Tam spotkało mnie największe szczęście mojego życia i moja opiekunka zaproponowała mi pomoc. Pamiętam ten dzień. Dziś wiem, że w ten dzień Bóg postawił mi drugą alkoholiczkę na drodze po to by uratować mnie i moją rodzinę. Na Programie 12 kroków przeżyłam najcięższe chwilę swojego życia. Ale już czułam, że nie jestem w końcu sama.
Bóg cały czas poprzez moją opiekunkę przeprowadzał mnie przez najtrudniejsze zadanie w moim życiu. Codziennie przez rok czasu walczyłam o każdą godzinę żeby nie iść pić. Miałam myśli samobójcze. Po krótkim czasie moja mama chora na raka popełniła samobójstwo. Najstraszniejszy dzień kiedykolwiek przeżyłam. Po tym wydarzeniu bardzo długo się trzęsłam i chyba z pół roku nie spałam. Dwa dni zapiłam. Czułam się wtedy jakbym umierała z bólu fizycznego, psychicznego, całe ciało mnie bolało i swędziało. Wyłam na środku domu z różańcem w ręku i prosiłam Boga żeby nie iść chlać. Darłam się jak obłąkana i rozkazywałam szatanowi żeby wyszedł z mojego domu. Byłam bardzo zdeterminowana! Wiedziałam, że to jest moja ostatnia szansa bo inaczej umrę. Przepracowałam Program 12 kroków, ostatni raz piłam w lipcu 2020 roku. W lutym 2020 byłam już w ciąży z moją córeczkę Liwią. Zaufałam po raz kolejny mojej opiekunce chociaż bardzo bałam się, że nie podołam temu zadaniu.
Rozwijałam się miałam podopieczne. Żyłam Programem codziennie dzwoniłam do mojej opiekunki. W każdej kwestii korzystałam z pomocy ponieważ ja uwierzyłam, że gdy dzwonię do drugiego alkoholiczki to działa dla mnie mój Bóg. Bóg wyprowadził mnie z wielu obsesji, uratował mnie, moje małżeństwo dał mi kolejne dziecko. W sprawach firmy rozwijam się bardzo prężnie. Mój dom jest ciepły, spokojny. Ja pięknieje z każdym dniem, staje się spokojniejsza. Idę w swoim życiu jak burza! Dziś dla mnie życie po Programie jest ciężkie do opisania słowami. Czuję, że po prostu uczestniczę w czymś wielkim. Widzę to czego inni ludzie nie widzą. Dziś mam postawę, wiem co jest dobre a co złe. Prawda jest na pierwszym miejscu. Nie przebywam w towarzystwie pijących ponieważ czuję się tam źle. Wiem również, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Codziennie dbam o swój spokój i staram się nie zapominać najważniejszej rzeczy czyli o wdzięczności. Bóg zabrał ode mnie smutek, poczucie samotności, beznadziejności. Dziś w końcu czuje się wartościowa i nie muszę tego nikomu udowadniać.
Najważniejsze, że w końcu mam cel w życiu. Być narzędziem w rękach Boga i pomagać innym
alkoholiczkom.
Jestem zaszczycona tym, że czuje się wybrana przez Boga spośród tylu ludzi.
Paulina zdrowiejąca alkoholiczka
……………………………………………………………………………
Moja historia
Z alkoholem miałam do czynienia już od wczesnego dzieciństwa.
Wychowywałam się z ojcem, który był alkoholikiem. Do moich siódmych urodzin, nie pamiętam żeby był trzeźwy. Po śmierci mojej babci przestał pić, ale nic ze sobą nie robił. Stał się suchym alkoholikiem. Dzisiaj wiem, ze był chory na śmiertelną chorobę alkoholową.
Mimo tego, że nie pił do moich osiemnastych urodzin to jego pijani koledzy zrobili sobie z mojego domu melinę. Dzisiaj nie mogę sobie wyobrazić sytuacji gdzie małe dziecko przebywa z bandą pijanych chłopów.
Od dziecka czułam się gorsza. Płakałam jak miałam pójść do przedszkola do którego zaprowadzała mnie ciocia, szybko zostawiając mnie w nim. Pamiętam przedstawienia na których nie miałam porządnego stroju tylko śmieszą czapeczkę kogucika – nienawidziłam jej i strasznie się zawsze wstydziłam tego, że jestem biedna, nie mam ładnych, nowych ubrań – zawsze po kimś, i nie mam takich zabawek jak w przedszkolu. Tam moją ulubioną zabawą była zabawa w prawdziwy, normalny dom. U siebie miałam jedną, starą lalkę i wózek po mnie, w którym ją woziłam. Później w tej lalce zalęgły się robaki.
Przez operację do pierwszej klasy poszłam dopiero pół roku później niż reszta dzieci. W tym czasie kolega przynosił mi lekcje. Bardzo się wstydziłam wpuścić go do domu, gdzie miałam zwykłą, węglową kuchnie, stary kredens – przeżywałam wtedy piekło.
Gdy w końcu poszłam do szkoły, nie miałam żadnych koleżanek, od wszystkich czułam się gorsza, brzydsza bo wyglądałam jak chłopak. Nie miał mnie kto czesać dlatego miałam krótkie włosy, tata bał się że przyniosę wszy do domu, a ciocia myła mnie w misce bo nie mieliśmy łazienki. Uczyłam się średnio. W czwartej klasie podstawówki zakolegowałam się z Anią, z którą trzymałam się do końca szkoły. I tak czułam się od niej gorsza, ponieważ ona miała starszą siostrę, ja nie. Zaczęłam z nią chodzić na wagary i pić pierwsze piwa mając ok. 14 lat.
W gimnazjum pogorszyłam się w nauce ledwo zdając szkołę ponieważ zaczęłam się już wtedy spotykać z moim obecnym mężem którego poznałam przez moją koleżankę. Imponowało mi to, że jest ode mnie dużo starszy, zarabia sporo pieniędzy – mogłam mieć to co chciałam. Był wtedy także troskliwy i opiekuńczy czego nie doświadczałam w domu.
W liceum, którego nie ukończyłam, bo większość czasu spędzałam wtedy z obecnym chłopakiem, zaczęło się moje piekło z alkoholem. Piliśmy razem. Pewnego wieczoru, mając ok. 16 lat tak się upiłam zakładając się z obecnym mężem że wypiję butelkę wódki, że cudem dotarłam do domu po drodze gubiąc but. W domu zaczęłam pyskować do ojca, który zorientował się, że jestem pijana za co dostałam wtedy od niego jedyny raz w twarz. Za alkohol. Na koleżankę nie miałam już czasu więc nasza znajomość też się zakończyła.
W międzyczasie zaszłam w ciąże, o czym bałam się powiedzieć ojcu, który był przeciwny mojemu związkowi ze starszym facetem. Nie dostałam wsparcia od rodziny, jedynie wyzwiska, a ciotka kazała usunąć ciążę. Przeprowadziłam się do teściów, gdzie było lepiej, aczkolwiek na dzisiaj wiem, że moja teściowa też jest psychicznie chorą osobą.
Zaczęłam naukę w szkole zawodowej, a dwa miesiące przed moimi 18stymi urodzinami urodziłam córkę. W wychowywaniu pomagała mi teściowa, ale w pewnym momencie przejęła całkowicie opiekę, do tego stopnia, że nie mogłam podjąć sama decyzji w sprawie własnego dziecka. Odkąd się wyprowadziłam mój ojciec znów zaczął popijać i potem było już coraz gorzej.
Mieszkając u teściów w weekend piłam ,wydawało mi się na ten czas, że nie mam większego problemu z alkoholem – mąż w końcu też pił jak wracał z wyjazdów, ze swoja mamą. Czułam się jednak coraz bardziej samotna i odrzucona. Mąż nie chciał nawet ze mną spać, bo twierdził, że potrzebuje spokoju, a nie płaczu dziecka. Teściowa zaczęła mnie wiecznie krytykować, ja zaszłam w kolejną ciążę.
Po narodzinach syna przeprowadziliśmy się do mojego rodzinnego domu, z którego ojciec się wyprowadził. Byłam mu za to bardzo wdzięczna bo w końcu mieliśmy własny, wyremontowany dom z moją od dziecka wymarzoną łazienką.
Potem urodziłam kolejne dziecko – zajmowałam się domem, rodziną, a mąż pracował.
Zakolegowałam się z sąsiadką z którą zaczęłam prawie codziennie pić.
Ogromnym przeżyciem była dla mnie choroba ojca, nie umiałam sobie wtedy poradzić z tą sytuacją – piłam coraz więcej, codziennie. Udawałam odważną i silną, a w środku byłam wystraszona, załamana – w ciągłym strachu.
Codziennie na coraz większym kacu jeździłam z ojcem po lekarzach.
Pamiętam sytuacje kiedy musiałam zawieźć ojca do szpitala w nocy. Oczywiście byłam pijana, mąż nie chciał pojechać. Musiałam przejechać ponad 60km w jedną stronę, była ulewa. Przejechałam ok. 15km od domu kiedy urwała się wycieraczka – wierze, że był to znak od Boga. Musiałam zawrócić, ojca zawiózł sąsiad. Mogłam nas zabić, albo kogoś po drodze. Kiedy wróciłam do domu zaczęłam się nad sobą użalać i pić dalej w kuchni kiedy moja rodzina już spała. Takich podobnych sytuacji było bardzo dużo kiedy mogłam stracić po prosu wszystko.
Kiedy zmarł ojciec dalej piłam, jeszcze gorzej. Zamknęłam się w sobie, zostałam już sama z butelką.
Zaczęły się 3, 4 dniowe ciągi. Rano zaprowadzałam dzieci do przedszkola, piłam w domu, trochę się przespałam, po czym szłam po dzieci. Pamiętam kiedy Pani z przedszkola zadzwoniła żebym przyniosła mojemu dziecku ciuchy na przebranie. Poszłam tak pijana, że do dzisiaj dziwie się, że nikt z przedszkola nie wezwał policji.
Jak byłam w ciągu nic mnie nie interesowało tylko piłam, spałam, rzygałam – tak na zmianę. Dzieci musiały same o siebie zadbać, napalić w piecu, naszykować jedzenie.
Obiecywałam że przestanę pić, modliłam się o to do Boga – ale nie potrafiłam. Zaczęłam szukać pomocy – na początku po to żeby nie czuć bólu, dlatego dwa razy byłam na detoksie.
Byłam jednak ta wykończona alkoholem, że zaczęłam jeździć na mitingi w mojej okolicy. Raz przyszłam na czyjąś rocznicę, gdzie poczęstowano mnie tortem. Myślałam, że zwymiotuję bo akurat byłam po kolejnym ciągu.
Myślałam, że już nic mi nie pomoże. Powoli zaczęłam tracić rodzinę, która wyprowadzała się z domu do teściów kiedy ja zaczynałam kolejny ciąg.
Nagle stał się cud. Ktoś z moich bliskich umówił mnie na spotkanie z moją obecną Opiekunką. Myślałam na początku, że to jakaś terapeutka. Na spotkanie zawiózł mnie mąż z synem którzy wtedy bardziej wierzyli ode mnie, że to mi pomoże. Przywitano mnie bardzo ciepło, nie pamiętam żeby kiedykolwiek ktoś mi dał tyle radości. Od razu otrzymałam pomoc, zaczęłam prace na programie. Na początku bałam się przyznać na jakie dno się stoczyłam, że czułam się gorsza, brzydsza i porównywałam się do innych kobiet na grupie.
Na początku mało rozumiałam ale z czasem, na pierwszych krokach poznałam przyczynę swojego picia – niskie poczucie własnej wartości. Poznałam swoje wady i zalety- tych drugich okazało się, że mam bardzo dużo, o czym nie miałam pojęcia. W kolejnych krokach przede wszystkim zaufałam w 100% mojemu Bogu i Opiekunce. Zaczęłam robić wszystko dokładnie to co mi mówiła – uczyłam się od alkoholika będącego dalej w procesie zdrowienia.
Zobaczyłam ile osób naprawdę skrzywdziłam, za co mogłam w końcu szczerze przeprosić.
Z Opiekunką, która pomogła mi poznać, zrozumieć siebie, pokazała jak żyć i jak sobie radzić w życiu, mogłam zamknąć ten rozdział mojego życia w którym było chlanie, życie w kłamstwie, w głowie. Mogłam zacząć wszystko od początku, w końcu cieszyć się życiem, a w moim domu skończyła się przemoc w stosunku do mnie od męża i syna.
Praca na programie to najlepszy okres mojego życia, najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać. Jeździłam na każde spotkanie z radością, wracałam jeszcze bardziej szczęśliwa, mądrzejsza o kolejne doświadczenia. Zakończyłam pracę na programie, ale nie zakończyłam pracy nad sobą.
W dalszym ciągu jestem słabą osobą potrzebującą pomocy drugiego alkoholika, dlatego proszę o pomoc swoją Opiekunkę. Dziś naprawdę żyję programem i może się powtarzam ale jestem naprawdę szczęśliwą ,trzeźwiejącą alkoholiczką. Czasem nawet sobie żartuję że to najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać, poznać prawdziwych przyjaciół. To szczęście i radość być w takiej Wspólnocie i mieć wokół siebie tak wspaniałych ludzi. Dziękuję.
Małgorzata alkoholiczka
……………………………………………………………………………
Droga do nowego, szczęśliwego życia w trzeźwości
Na miting przyszłam kilka dni po wyjściu z ośrodka terapeutycznego, w którym dowiedziałam się o Wspólnocie. Wydawało mi się wtedy, ze nic dobrego mnie nie spotka już w życiu, bo na to nie zasługuje. Mimo wszystko chciałam zawalczyć o siebie i swoją rodzinę. Na początku było mi bardzo ciężko pozbyć się obsesji picia – w końcu w całym moim życiu, od dziecka, przewijał się alkohol i był mi przedstawiany jako nieszkodliwy dodatek do dobrej zabawy.
Jako mała dziewczynka przyglądałam się jak wszyscy dorośli wokół mnie piją, niby się przy tym bawiąc. Myślałam, że to normalne kiedy na stole stał alkohol, spożywany podczas rozmów tak jak np. kawa. Często, będąc dzieckiem wracałam późnymi godzinami z moją mamą z kolejnych popijaw – nie widziałam w tym nic dziwnego – w końcu byłam u znajomych mojej mamy którzy także mieli dzieci, myślałam, że chodzimy tam głównie po to żebym to ja miała się z kim pobawić gdyż byłam jedynaczką. Na drugi dzień pamiętam smród kaca w domu. Nie rozumiałam tego, wiedziałam tylko, że to są te dni kiedy będzie w domu spokój na zasadzie, że mogę robić co chcę i nie będzie się mną bardzo przejmowano czy jestem porządnie przygotowana do szkoły, ponieważ mama była „zmęczona”.
Kiedy pierwszy raz w wieku 16 lat się opiłam pomyślałam, że to jest to co pomoże mi w przełamywaniu nieśmiałości, ułatwi kontakt z ludźmi z którymi od zawsze się porównywałam, żyłam w poczuciu gorszości. Pamiętam jak usłyszałam po tym zdarzeniu od najbliższej mi osoby, że pod wpływem alkoholu jestem naprawdę zabawna, sympatyczna i słodka. To oszustwo na długo zostało mi w głowie, wypierając prawdę która była całkiem inna. Alkohol zabijał wszystko we mnie co dobre. Kolejne zabawy, picia kończyły się zazwyczaj urwanym filmem i ogromnym wstydem. Ale nie chciałam tego przerwać, bo ciągle uważałam, ze mimo wszystko po alkoholu jestem lepszą wersją siebie.
W domu powtarzano mi żebym wychodziła do ludzi, aktywnie spędzała czas. Ja natomiast lubiłam cisze i spokój (zawsze marzyłam o swoim własnym pokoju). Myślałam, że ze mną jest coś nie tak, że jednak będąc młodą dziewczyną powinnam bywać w różnych miejscach, poznawać i otaczać się nowymi ludźmi. Dlatego po ukończeniu 18 lat prawie co weekend zaczęłam imprezować- uważałam, że nic złego nie robię, wręcz przeciwnie, bo przecież MUSZĘ się teraz wyszaleć. Było to dla mnie dosyć męczące dlatego podczas każdego niemal wyjścia się upijałam. Potem taki styl życia mi po prostu przypasował, który szybko też stał się byle jaki, bez brania odpowiedzialności za cokolwiek, rzucałam słowa na wiatr. Myślałam, ze oprócz tego , że alkohol pomaga mi w zabawie, żeby się wyluzować ( co było największym kłamstwem – jak już wcześniej pisałam prawie każda impreza kończyła się dla mnie jakimś upokarzającym zdarzeniem ) to także pomoże na wszelkie smutki czy nudę jak nic się nie działo.
Kiedy nagle zmarła moja mama zaczęłam użalać się nad sobą – uważałam, że nic nie ma sensu, a ja zostałam całkowicie sama (obraziłam się na Boga). Potem odeszła moja babcia, ja zaczęłam już pić coraz więcej (nie miałam już nikogo z rodziny).
Nie widziałam mojego problemu z alkoholem, ba, ja nawet nie chciałam dopuścić myśli, że to właśnie w tej substancji może być cokolwiek złego – przecież miałam wykształcenie, pracę, partnera, mieszkanie. Jednak byłam ogromnie samotna. Nie umiałam normalnie żyć (nawet takiego życia nie znałam), rozmawiać, funkcjonować bez alkoholu. Głęboko wierzyłam, że to on mi zapewni jakiekolwiek rozumiane na tamtą chwilę przeze mnie szczęście, bo pijąc będę jednak lepszym człowiekiem.
Teraz wiem że to wszystko jest kłamstwem, a alkohol to trucizna przez którą traciłam wszystko co cenne.
Kiedy zaszłam w ciążę cieszyłam się, że w końcu zmieni się moje życie – tak naprawdę byłam wykończona moim piciem, lękami, agresją wobec siebie i innych, nienawiścią.
Jednak po urodzeniu dziecka, nie radząc sobie z tą sytuacją (wykryto u mnie również inną autoimmunologiczną chorobę w tym samym czasie) użalanie nad sobą wzięło górę i poszłam w kilkudniowy ciąg, z którego dzięki Bogu udało mi się ujść z życiem.
Musiało minąć jeszcze wiele miesięcy picia, terapii, próba samobójcza – piekło na ziemi które zafundowałam sobie i moim najbliższym. Nie widziałam żadnej nadziei dla siebie, że mogę faktycznie kiedyś jeszcze zacząć normalne i szczęśliwe życie – bez picia. Wolałam je zakończyć, żeby oszczędzić wszystkim wokoło i sobie tych wiecznych tortur.
Na szczęście Bóg postawił na mojej drodze osobę, która przerwała ten koszmar. Uratowała mi życie, pokazała że mogę je zmienić już od pierwszego dnia kiedy zaczęłam Program 12 Kroków. I faktycznie. Na początku przyszłam wylękniona, w beznadziejnym stanie a już po pierwszym spotkaniu poczułam spokój, który teraz jest dla mnie najważniejszy, o który dbam, za który jestem wdzięczna.
Poczułam, że to jest właśnie to co mi pomoże – tak bardzo chciałam mieć ten pełen wdzięczności i miłości stan którym żyła moja Opiekunka, z którą mogłam bez oporu podzielić się moimi doświadczeniami, odczuciami – nie byłam już sama. Mogłam z siebie wszystko wyrzucić, a nie zapijać czy wyżywać się na innych przez to w jakim byłam stanie – za który teraz biorę pełną, świadomą odpowiedzialność. Zrozumiałam, że mój Bóg był ze mną przez ten cały czas i chce dla mnie jak najlepiej, żebym przestała cierpieć. Że mnie kocha. I ja na nowo zaczęłam mu całkowicie ufać.
Do dzisiaj żyję programem, mam kontakt z moją Opiekunką, jedną osobą z którą mogę o wszystkim porozmawiać, z którą mogę rozwiązać każdy problem – nie jest już potrzebny alkohol, który je tylko pogłębia i powoduje nowe. Żyje bez lęku i strachu, wiem co jest dobre a co złe i co jest wartością: pokora, odpowiedzialność, radość, spokój, prawda, wiara, rodzina, godność, wdzięczność, życzliwość.
Wreszcie siebie lubię i szanuję, jak i drugiego człowieka. Jestem bardzo wdzięczna za to co mam, że mogę być najlepszą mamą dla swojej córki, że mam prawdziwych przyjaciół którzy mogą zawsze na mnie liczyć a ja na nich. Dziękuję Wspólnocie za niesamowite wsparcie każdego dnia, mojej Grupie, Opiekunce i Bogu za nowe, piękne trzeźwe życie.
Aleksandra – szczęśliwa, zdrowiejąca Alkoholiczka na Programie 12 Kroków AA.
……………………………………………………………………………
Dziękuję za pomoc
Jestem alkoholiczką z długoterminowym stażem picia. Byłam córką, matką, żoną. Nie mogłam się w tych rolach spełniać należycie będąc często pijana. Kiedy po długiej chorobie na raka, umarła moja mama, wpadłam w ciąg picia. Na pogrzeb wypadało pójść trzeźwą, przestałam pić przez jeden dzień czego skutkiem była utrata przytomności i padaczka. Oprzytomniałam w szpitalu nic nie pamiętając z pogrzebu. Następnie lata przeminęły, jak u alkoholiczki i spotkał mnie następny cios, zmarł nieoczekiwanie mój jedyny syn. Powtórzyłam swój scenariusz z przed lat, tylko upijałam się codziennie, nie trzeźwiałam. W dzień pogrzebu byłam tak słaba, że nie mogłam ustać na nogach, wiec na pogrzeb nie dotarłam. Moje myśli były skupione tylko wokół alkoholu, „zapić się na śmierć, to byłoby najlepsze wyjście”. Zmieniłam otoczenie i wtedy koleżanka przyprowadziła mnie na mityng AA. Chodziłam, bo to pomagało mi być trzeźwą, ale po niedługim czasie zapiłam. Ze skruchą przyszłam na grupę AA, ale nadal tylko chodziłam nic ze sobą nie robiąc, więc wpadka alkoholowa powtórzyła się. Kolejna próba trzeźwienia w AA, ale tym razem poprosiłam drugą alkoholiczkę o pomoc by pomogła mi nauczyć się życia Programem 12 Kroków. Dzięki temu widzę różnicę między nie piciem, a trzeźwieniem. Włączam się w służby w AA, pomagam innym którzy potrzebują mojej pomocy, a dzięki temu pomagam również sobie. Odzyskałam szacunek do siebie i nauczyłam się szanować innych. Inni ludzie widzą we mnie wartościową kobietę. Jestem teraz sama, ale nie samotna. Wierzę, że najbliższe mi osoby, które odeszły, patrzą na mnie z Góry i są ze mnie dumni. To wszystko otrzymałam za darmo, od drugiej osoby i wyciągniętej do mnie pomocnej dłoni
E. Alkoholiczka
……………………………………………………………………………
Moja przemiana
Od dziecka byłam osobą zakompleksioną, żyjącą cały czas w lęku. W moim domu panował strach, były nieustanne awantury, bieda. Ojciec był alkoholikiem, moi bracia agresywni. Zawsze czułam się gorsza od innych, brzydsza, porównywałam się do kuzynek mieszkających obok, a w szkole byłam wyśmiewana z powodu rudych włosów i słabej nauki. Szłam przez życie jako ktoś gorszy ciągle się wstydząc i bojąc. Jako szesnastoletnia dziewczyna zaczęłam imprezować, chodzić po barach z moimi kuzynkami i chłopakami ze wsi. Moja młodość to jedno wielkie pijaństwo i urwane filmy. Ciągłe nastawienie na nie i życie w głowie oraz pod innych ludzi. Byłam bardzo nerwową oraz wybuchową osobą. Słabością numer jeden było użalanie się nad sobą. Wiedziałam, że te nerwy nie są normalne więc zaczęłam chodzić do lekarzy, którzy przypisali mi leki na depresję – wtedy dalej piłam. Gdy poznałam męża piliśmy razem, przed oraz po ślubie. Alkohol odstawiłam kiedy dowiedziałam się o ciąży. Urodziła się córka, a ja po jakimś czasie zaczęłam stopniowo pić z mężem co wieczór, a w weekend obowiązkowo. Później było coraz gorzej. Piliśmy całe weekendy, a córką zajmowali się dziadkowie lub moja siostra. Byłam agresywna i arogancka. Często dochodziło do awantur które sama prowokowałam. Byłam złą matką, żoną, córką i synową. Cierpiałam bardzo psychicznie – w głębi serca pragnęłam nie pić, a z drugiej strony nie wyobrażałam sobie życia bez alkoholu. Modliłam się do mojego Boga abym przestała, jednak dalej użalając się nad sobą, piłam. Wiedziałam że to co robimy z mężem jest bardzo złe i żal mi było córki. Kilka razy zaczynałam terapie, ale nadal piłam. Na pierwszy miting poszłam pod wpływem alkoholu. Brałam leki uspokajające, byłam osobą obłąkaną i zrozpaczoną. Pewnego dnia znalazłam numer telefonu do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, zadzwoniłam tam chociaż bardzo się bałam. Było ze mną już naprawdę bardzo źle i zdesperowana szukałam pomocy. Kiedy byłam pijana, tak się przewróciłam, że stłukłam sobie twarz. Gdy zaczęłam chodzić na mitingi mój Bóg postawił na mojej drodze moją obecną Opiekunkę. Dzięki niej, jej wytrwałości i cierpliwości opuściła mnie obsesja picia. Spróbowałam nie pić jeden weekend. Udało się! Później kolejny i kolejny.
Przez 4 lata jednak nie korzystałam z pomocy. Nie piłam wtedy fizycznie alkoholu, natomiast nic ze sobą nie robiłam, po prostu nie trzeźwiałam. Chodziłam na mitingi, ale byłam suchą alkoholiczką, pełną pychy, egoizmu i próżności. Program był dla mnie czymś nudnym. Dalej byłam złym człowiekiem i wyżywałam się na dziecku – kompletnie nie radziłam sobie z emocjami. Myślałam, że jak nie piję to już wszystko mi wolno. Kiedy osiągnęłam dno emocjonalnie Bóg znów postawił na mojej drodze tą samą osobę przy której przestałam pić. Poprosiłam ją o pomoc już z pokory i zaczęłyśmy Program 12 Kroków od początku. Byłam zdeterminowana aby zdrowieć. Chciałam się zmienić – być spokojną, normalną i dobrą kobietą.
Dzięki Bogu , Opiekunce i programowi znam siebie, swoje słabości i zalety. Wiem co robić żeby im przeciwdziałać, buduję relację z córką (nie bije jej). Jestem wdzięczna mojemu Bogu za moją Opiekunkę, Podopieczną, za wspaniała Grupę. Cieszę się, że jestem w służbie Intergrupy, że jestem potrzebna. Ciesze się, że mam Boga, że jestem sprawna. Dzięki Wspólnocie i mojej Opiekunce przez którą działa Bóg… żyję.
Małgorzata alkoholiczka